Jestem wielkim fanem Marvela, więc czytając tę książkę moje pierwsze skojarzenie padło na „Dr Strange”. Buddyzm, taoizm, medytacja, koncentracja itd. Rzadko decyduje się na takie książki. Tę dostałem w prezencie, za co bardzo dziękuję, więc z szacunku i ciekawości ruszyłem w podróż na „Następny poziom”. Ktoś mówił, że nie liczy się cel tylko droga. W tym przypadku to mnie ratuje, bo celu nie osiągnąłem, książki nie przeczytałem do końca. Zmęczyłem się nią. Zadano mi pytanie, czy to mnie frustruje, że jej nie skończyłem, to bez zawahania odpowiedziałem, że nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia z tego powodu. Jak na wykresie ruchu jednostajnie opóźnionego, gdzie pokazana jest graficznie zależność drogi do czasu. Tak samo moja droga z tą książka parabolicznie się zmniejszała wraz z czasem czytania.
Nie odbierz tego jako brak szacunku do książki czy autora, ten tekst to moje uważne emocje. Po prostu straciłem do niej cierpliwość. Z każdym rozdziałem mówiłem sobie, w tym następnym będzie coś fajnego, coś nowego, ale jednak tak nie było. Miałem względny spokój ducha i otwartą głowę na następną dawkę wiedzy, ale tak jak w maratonie natrafiłem na efekt ściany. I tej ściany nie mam zamiaru rozbijać. Monotonne pisanie, długie zdania, powtórzenia, mało konkretów. Myślę, że brak tego ostatniego wyróżnika przechylił czarę goryczy. Żyjemy w czasach dużej selekcji informacji, więc ja dobieram skrupulatniej to, co czytam i oglądam. Brak konkretnej informacji w tej książce mnie rozczarował. Tak jak z tym Dr. Strangem. Fajne przesłanie, fajna część świata Marvela, ale nie zadam sobie za dużo pytań po przeczytanie/obejrzeniu.
Rozumiem, że Tobie ta książka może przypaść do gustu, może coś zmienić, nadać nowego sensu życia, jak stwierdził zresztą sam autor w przemowie napisał wiele osób tak właśnie reagowało po przeczytaniu. Mojego wewnętrznego „JA” ta książka raczej nie zmieni. Może to wynika z wcześniej przeczytanych publikacji, z doświadczenia życiowego, które codziennie zbieram, albo generalnego podejścia do życia. Według Jarosława Gibasa na naszym coachingowym polskim rynku rośnie gwałtownie konkurencja wśród pseudo coachów po kilkudniowych kursach. Na każdym kroku masz ludzi wyskakujących z lodówki, którzy mówią Ci jak masz żyć. Wysnuję tezę, że duża część z tych osób nie napisze książki, a już na pewno nie takich jak ta, z odniesieniami do taoizmu, buddyzmu, czyli naukami, które wymagają znajomości, zagłębienia, zrozumienia. Ta książka fajnie łączy te elementy. Czuć wiedze autora, znajomość tematu, nieprzypadkowo to nie jest pierwsza jego książka w tej materii. Watek duchowości łączy wiele z nich. I może to ta duchowość, która do mnie nie przemawia. Nie wiem, jak to ująć, ale odczuwałem czasami to słynne „lanie wody” i uznałem, że nie będę więcej marnował swojego czasu. Dobitnym przykładem był rozdział o ocenianiu siebie, innych, środowiska, w którym żyjemy itd. Kilkadziesiąt stron, które ja w swoim życiu streszczam następującą zasadą: „nigdy nie znasz całej historii drugiego człowieka”. Oczywiście ocena jest teraz wszechobecna, nie uciekniemy od gwiazdek na Uberze, lub poziomu satysfakcji z obsługi na lotnisku, ale za tym wszystkim kryje się człowiek i jego historia życia, wieloletniego jak i tego jednego dnia. Porozmawiaj, by lepiej zrozumieć.
Podsumowując, każdy z nas ma własne „JA”, własne emocje i system oceniania. Żeby te książkę ocenić, najpierw ją przeczytałem, przynajmniej więcej niż 50%. Dla wiarygodności i rzetelności tego, o czym tu pisze. Więcej nie dałem rady. Natomiast Ty możesz podjąć swoją własną próbę wejścia na następny poziom. Życzę Ci, byś na końcu, bez względu na to, czy wejdziesz lub nie, miała/miał czyste sumienie. Ja mam czyste sumienie, że podjąłem wyzwanie i to chyba jedyny pozytyw tej lektury.