Najnowszą książkę Pana Mroza przeczytałem w dwa wieczory, mimo napiętego grafiku. „Precedens” wylądował na moim Kindlu w dzień premiery.
Dwunasta część z serii o Joannie i Zordonie. Kolejna odsłona ich nieprzewidywalnej codzienności. Problemy i wyzwania, wloty i upadki. Dołóżmy do tego więcej alkoholu, więcej psychotropów, przekleństw, zazdrości i otrzymamy dość agresywna odsłonę bohaterów i fabuły. A występujące coraz to mocniej momenty zwątpienia tylko potęgują dynamikę fabuły. Tym razem trafia im się sprawa wyjątkowa, ale jak pomyślę, która taka nie była?
„Jak u Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie już będzie narastać”. Tak samo jest w tej części. Zawiązanie akcji i punkt kulminacyjny już w pierwszych rozdziałach. Wszystko niby jasne, no właśnie to słowo klucz „niby”. Oczywistym jest, że cokolwiek nie powiem, to będzie odebrane jako spoiler. Naprawdę chciałbym powiedzieć więcej konkretów, ale nie ma mogę. Biorę pod uwagę też to, że może niekoniecznie jesteś na bieżąco z całą serią, lub mogłaś/mogłeś jej nawet jeszcze nie rozpocząć. Przeczytałem ostatnio, że nie mogę zakładać, że jako czytelnik wiesz wszystko w danym temacie. Dlatego nieco przybliżę o co chodzi w przypadku tej serii Pana Remigiusza Mroza. Tak dla retorycznej jasności, pierwsza część to „Kasacja”, najnowsza to „Precedens”. Wszystkie masz dostępne w formie drukowanej i elektronicznej. Chylka jest kozakiem palestry, destrukcyjnym jak dr House, ale kozakiem w swoim fachu. Kordian Zordon jest dość specyficznym świeżakiem prawa. I nie, nie jest takim kozakiem jak Mike ze „Suits”. Do pomocy mają Kormaka, którego postawiłbym na równi z Chloe z serialu „24 Godziny”. Należy do świata ciemnej strony internetu, co czyni go znacznie lepszym źródłem informacji niż Wikipedia. Kiedyś usłyszałem, że na wszystkie przygody Bonda, to by mu życia nie wystarczyło. Czasami mam takie wrażenie odnośnie dwójki głównych bohaterów. Generalnie cała seria to pojedynek interpretacyjny prawa. Po jednej stronie Joanna i Zordon, i Kormak, i odwago-glupota tego całego zespołu. Po drugiej…no właśnie nie mogę nic więcej napisać. No może tylko tyle, że mają ciekawsze przypadki niż bohaterowie serialu „Suits”.
Post napisałem w zupełnie innym zamyśle, bardziej technicznym, aniżeli literackim.
Mając na uwadze fakt, że mieszkam za granicą, na przesyłkę książki czekałbym pewnie kilka kolejnych dni. Wersja elektroniczna – szybko i przyjemnie. Myślałem o tym ostatnio, że kocham ten specyficzny zapach książek drukowanych i mam marzenie o pięknej, domowej bibliotece, ale stwierdziłem, że kolekcjonowanie 12 książek, które pewnie przeczytam raz, to zły pomysł. Bądźmy szczerzy, Chylka i Zordon są w całej szerokości i długości kapitalni, ale nie wiem, czy wrócę do nich wielokrotnie. Wtedy pomyślałem, że są książki, które przeczytam raz i odłożę na półkę…albo do pamięci Kindla. I od tamtej pory, przestałem kupować wersje drukowane książek, które mieszczą się w tej kategorii. To oczywiście moja wybiorcza i indywidualna kategoria, Ty masz na pewno swoją. Inny faktor, który się przemawia za wersją elektroniczną, to marnotrawienia papieru. Nie lubię tego robić, a jak patrzę na 12 książek po około 300 stron raz użytych to odpowiedź jest prosta. Dlatego jedyna książka z tej serii w formie papierowej to „Kasacja”. Cała reszta jest w formie elektronicznej. Podsumowując to jest wyłącznie mój wybór i decyzja, ale jeśli chcesz i możesz być trochę proekologiczny to czemu nie spróbować. Plus jest taki, że nie musisz się martwic o zaginione książki, szczególnie te pożyczone – nigdy nie wracające. Wszystkie na zawsze na Kindlu lub komputerze.
#teamKindle