Słowo „fucking” pada w tej książce 476 razy. Czy uważam, że książka jest wulgarna? Absolutnie nie. Czy skierowana jest tylko dla dorosłych? Nie, wręcz przeciwnie. Jest dla młodych osób. Szczególnie w obecnych czasach, pozbawionych wyraźnie widzialnych nauk wychowania. Etykieta zachowania w najlepszym wypadku jest teoretyczna. Nie możemy oczekiwać dużo od kogoś, kto nie potrafi powiedzieć dzień dobry, dziękuje lub przepraszam. Po przeczytaniu tej książeczki uważam, że powinna zostać ona przeczytana i wrzucona w kanon lektur. Albo mam jeszcze lepsze rozwiązanie. Takie zadanie domowe dla rodziców. Przeczytać na glos to dzieciakom swoim. Oczywiście czasami wyciszając przekleństwo.
Nie będę kłamał, do kupna przekonał mnie krzykliwy tytuł i ówczesna cena (chyba 3 funciki, grzech nie kupić). Początkowo miał to być prezent urodzinowy dla kogoś, taki luźny z humorem. Zacząłem jednak czytać, no i przeczytałem w dwa dni. Bez większego wysiłku mentalnego. Cała treść wyłożona jak na tacy. Treść bezpośrednia, jasna i klarowna. Nie wiem, czy bardziej transparentnie się da napisać, by nie ściągać butów w przedziale podczas wielogodzinnej podroży na Hel. Ilość dowodów na Instastories z tych właśnie wypachnionych przedziałów pokazuje rzeczywistość zgoła inna. Ludzie pewnych manier po prostu nie mają. I nie chodzi tu o wyszukaną wiedzę, który widelec i do czego użyć w 5-gwiazdkowej restauracji. Chodzi o znacznie prostsze sprawy życiowe. Nie ściągaj kurwa butów w pociągu. Twoje nogi śmierdzą. Proste.
12 rozdziałów. Podstawowe strefy życia. Nic nadzwyczajnego, prawda? Prosty język. Przeczytasz szybko. Będąc dobrze wychowaną osobą stwierdzisz, że nie ma tu kosmonautyki manier. Problem polega na tym, że świat social media i poprawności politycznej wprowadził wszechobecną świadomość nietykalności i roszczeniowości. Teraz każdy czuje się jak pępek świata. Każdy traktuje świat i przestrzeń społeczną jak swoje własne królestwo. No sorry, ale tak dobrze nie ma. „Wolnoć Tomku w swoim domku” = przestrzeń publiczna jest dla wszystkich. Jak chcesz mlaskać przy jedzeniu, albo krzyczeć do telefonu to rób to w swoim domu, a i to może być tam zabronione.
Dla jednych ta książka będzie świetnym zbiorem dobrze znanych, codziennych sytuacji wymagających podstawowych manier. Napisano je z humorem, transparencją i brakiem hamulców. Z czystym sumieniem można się pośmiać z zastosowanych, bardzo aktualnych porównań. Dla innych, bardziej egocentrycznych, aspołecznych jednostek będzie to brutalny przewodnik po rzeczywistości. Jeśli ktoś, bez względu na wiek, nie miał okazji być wychowany przez rodziców, szkołę, wojsko, sport czy ulicę to powinien tę książkę przeczytać. Jeśli nie wykaże chęci zakupu, to podarujcie im tę książkę. Liczmy, że podniosą wzrok wyżej niż czubek swoich gołych stóp w przedziale kolejowym. Sorry, miałem na myśli czubek własnego nosa.
Ale to dopiero jak wyłączą telefon, którego wyłączenie zaleca autor w wielu momentach
„Fucking Good Manners”, Simon Griffin, Icon Books Ltd, 2019