„Gdybyś mógł cofnąć się w czasie
z kim chciałbyś się spotkać?”
Myślałem, jak zacząć tę recenzję. Podobno pierwsze zdanie powinno kupić Twoją uwagę. Uznajmy, że powyższe pytanie z pierwszej strony książki kupiło moją. Wyobraź sobie, że książka zatytułowana „Zanim wystygnie kawa” nagle atakuje Cię takim filozoficznym zagadnieniem. Pierwsze myśli przywołały u mnie wyłącznie dobre wspomnienia, dobre momenty. Myślę sobie: „ale dobrze byłoby to powtórzyć”. Ale czy o tym właśnie napisał nam książkę Toshikazu Kawaguchi?
Mam nadzieje, że kiedy to czytasz, masz w ręku gorącą kawę. Będę w tej recenzji się streszczał. Byś mogła/mógł przeczytać ostatni akapit, zanim wystygnie kawa. Twoja kawa.
Na okładce widnieje powyższy tytuł. Na kolejnej stronie zderzasz się z tym egzystencjalnym pytaniem. Mogą pojawić się wątpliwości, zmieszanie? Mogą. U mnie pojawiło się zaintrygowanie, zaciekawienie. I nie odpuszczało do końca. 4 rozdziały, 4 historie, a poziom zainteresowania utrzymywał się zaskakująco dzielnie. Dodam, że swoboda i szybkość czytania wzrastały zdecydowanie z każdą stroną. Dlaczego? Uważam, że zrozumiałem przede wszystkim konstrukcję narracji i przestrzeń, w jakiej dzieje się akcja. Przyznam, że pierwsze strony zaatakowały bodźcami, które ciężko było umiejscowić w głowie. A może to „opór materiału” w moim przypadku. Kto wie? Bohaterowie i ich imiona, miejsce zdarzeń, pierwsze dialogi. Nie oszukujmy się, ale niewielu z nas mogłoby wymienić kilka japońskich imion z marszu. Jeśli potrafisz, to pełen szacunek!
Dlatego uważam, że dobrze mi zrobiło przeczytanie tej książki dwukrotnie. Mogę rzec, że pierwszy raz był poglądowy. Swoiste zapoznanie się z zarysem przekazu. Drugi raz był już bardziej wnikliwy. Treść była dla mnie bardziej przejrzysta. Mogłem skupić się na znaczeniu tekstu. Podobny odbiór miałem przy dwóch kolejnych podejściach do „Interstellar”. Seans numer jeden rozwalił mi głowę na kilka dni. To nie jest łatwy film pod wieloma względami. Każdy kolejny nakreślał jaśniejszy obraz twórców. Wiadomo, łatwiej obejrzeć ponownie trzygodzinny film niż przeczytać książkę raz jeszcze. W pełni uznaję ten argument. Natomiast przeczytanie całości zajęło mi 4 do 5 godzin z przerwami. Nie aż tak długo, jak można by się było spodziewać przy 200 stronach materiału. Dlatego uważam, że to jest dzieło ostatecznie warte przebrnięcia tych kilku przeszkód. Dlaczego?
Z wielu powodów. Zacznę od sceny. Kawiarnia i główne pomieszczenie. Nie wychodzisz jako widz poza ten obszar. Dlaczego napisałem scena i widz? Takie było moje pierwsze skojarzenie. Scena teatralna. Aktorzy wchodzą przez drzwi z boku i grają. Tu tak właśnie jest: wielkie pomieszczenie kawiarni, do której schodzi się schodami przy akompaniamencie charakterystycznego dźwięku dzwoneczków. To chyba jedyny element dźwiękowy w całej konstrukcji poza dialogami. Nie ma okien, nie ma klimatyzacji. Za to jest klimat sprzyjający legendzie i opowieściom. A książka opiera się właśnie na jednej. Jakiej?
„No dobra, mogę się przenieść w przeszłość Ale mam czas, tylko dopóki nie wystygnie mi kawa. Nie mam pojęcia, ile stygnie gorąca kawa, ale to nie będzie długo. Na pewno wystarczy czasu na jej wypicie, nawet jeśli będzie ohydna. Więc o to nie muszę się martwić. Ale jeśli jej nie wypiję, to przeistoczę się w ducha — dość niepokojące. Załóżmy, że swoją podróżą do przeszłości nie zmienię teraźniejszości, choćbym nie wiem, jak się starała — więc pod tym względem nie ma ryzyka… Prawdopodobnie nie ma żadnych plusów, ale nie ma też minusów. Przemiana w ducha to jednak definitywny minus”.
No i już w pierwszym rozdziale mamy zawiązanie akcji. Obskurna kawiarnia, duchy, kawa, powrót w czasie. Cala ta wyprawa w przeszłość obwarowana zasadami, które od początku wywołują szereg wątpliwości podróżującego. I ta najważniejsza reguła: zanim wystygnie kawa. Ta jedna możliwość cofnięcia się do przeszłości, do tej kawiarni i tylko by zobaczyć tu osobę, z która się w niej było. I to tylko na czas potrzebny do wystygnięcia kawy. Wymagający regulamin, a tak niewiele czasu. Czy bohaterka pierwszego rozdziału, Fumiko, odbyła tę podróż? Czy przystała na te skrupulatnie określone zasady?
Wielokrotnie zadawałem pytanie, sam sobie i znajomym, z kim chcieliby porozmawiać mając jedną godzinę do dyspozycji. Możesz wybrać sobie jakakolwiek postać z historii bądź teraźniejszości. Pierwszym wyborem będzie zawsze ktoś z rodziny, kogo z nami już nie ma. Ale kto byłby tym drugim? Moim cichym bohaterem jest Leonardo da Vinci. Generalnie jednak wybór jest trudny.
I tak, czytając te cztery historie, które w delikatny sposób są ze sobą powiązane cienkimi nićmi, próbowałem utożsamić się z ich dylematami i sytuacjami. Z ich wątpliwościami, a jednocześnie z bezpodstawnymi nadziejami. Bo naprawienie przeszłości nie zmieni teraźniejszości. Ale czy takie warunki by mnie zniechęciły? Czy czasem to drugie okno czasowe nie jest szansą na naszą walkę ze wstydem, ze strachem, dumą? Z tym żalem, który czasami nosimy, bo zabrakło nam kiedyś odwagi na najprostsze zdanie. To jedno zdanie do bliskiej nam osoby, bo opętał nas strach bycia ocenionym?
Ja teraz to pisząc, a Ty czytając, mówimy sobie może: ja nie mam problemu z werbalizacją uczuć, rozmawianiem i wyrażaniem każdej swojej emocji. W głowie szykując się na rozmowy, mówimy sobie, że ta kolejna będzie prosta. Przychodzi co do czego i wcale tak nie jest. W obecnym, szybkim świecie i pędzącym otoczeniu szansa znika. Czasami ta jedyna. „Pociąg odjechał”. Czy naszym bohaterom dane było ponownie wejść na jego pokład?
To emocjonalna książka. Odczujesz ją. Zanurzysz się w dylematy bohaterów. Będziesz z nimi w ich decyzjach i podróżach. Może to wynika z faktu, że ich sytuacje są takie same jak Twoje?
Natrafiłem ostatnio na filmik, w którym Pascal pyta Nicholasa Cage’a o jego ulubiony film. Ten drugi tylko ciężko wzdycha i odpowiada, że ich jest za dużo, że nie wie, gdzie zacząć i czy można mieć jeden ulubiony. Bo każdy obraz na niego inaczej wpłynął. I od razu skojarzyłem to z tą książką. Z tym pytaniem na pierwszej stronie.
„- Co? Co się stanie?
– Jeśli nie wypije pani całej kawy, zanim wystygnie…
– … Jeśli nie dopiję kawy?
– To wtedy pani będzie siedziała na tym krześle jako duch”
Może, zamiast ryzykować powrót do przeszłości i zapominanie się w niej, bycie swoistym duchem teraźniejszości, wypada znaleźć odwagę na pewne słowa i zachowania w pierwszym podejściu. Bo wracanie do przeszłości i tak nic nie zmieni. I jedynymi, którzy będą w niej tkwić, będziemy my sami.
Na koniec dwa pytania ode mnie.
Pierwsze:
Twoja kawka wystygła?
Drugie:
„Gdybyś mógł cofnąć się w czasie
z kim chciałbyś się spotkać?”