W trakcie mojej przygody z piłką doświadczyłem, kibicowsko i zawodowo, kilku bardzo znanych na piłkarskiej mapie stadionów. Miejsc kultowych, można wręcz powiedzieć: legendarnych w wielu wymiarach. Użyłem słowa „doświadczyłem”, ponieważ bycie w tych miejscach nie polegało wyłącznie na oglądaniu meczu. Przeciwnie, empirycznie chłonąłem kulturalną otoczkę całego wydarzenia. Grając przeciwko Millwall (pracując dla QPR), słyszałem z trybun buczenie i wyzwiska, kiedy zawodnicy przeciwników nie posyłali długich podań w nasze pole karne. Nie liczyła się strefa, skąd nadlatywała piłka lub zawodnik, kierujący odruchami bezwarunkowymi rakietę w stronę naszej bramki. Wymagana była długa piłka i walka wręcz. Im więcej krwi i złamanych kości, tym lepiej. Szczerze współczuje środkowym pomocnikom tego klubu, którzy przez cały mecz pewnie myślą: „Co ja tutaj robię?”. Rinus Michels był jednym z tych trenerów, którzy porównywali budowanie i trenowanie zespołu do tworzenia muzyki. Jeśli tak, to w takim razie Millwall gra w rytm „Last Resort” zespołu Papa Roach. Nie biorą jeńców, ale to ich kultura! Będąc znowu na Arsenalu Londyn z WBA, o mało nie usnąłem z nudów. Monotonne, mało energiczne widowisko, milion podań po ziemi, szkoda, że w poprzek boiska. Nieudolna próba kopiowania Barcelony, ale to właśnie zarys kultury Arsenalu. Elegancja i atrakcyjność. A przynajmniej taki, zdaje się, mają plan. Do dziś średnio im to wychodzi, ale trzymają się obranego kursu.
Rinus Michels, legendarny holenderski trener, którego wszystkie osiągnięcia zajęłyby cały akapit (aż tyle miejsca od Redaktora Naczelnego nie dostałem) w swojej jedynej książce opisuje proces budowania drużyny piłkarskiej. Swoją wizję i definicję sukcesu. Michels był fenomenem. Stworzył kulturę Ajaksu, którą może nie każdy z nas podziwia do dnia dzisiejszego, ale na pewno szanuje. W obliczu brutalnego weryfikatora piłkarskiego, jakim są zwycięstwa, Michels osiągnął znacznie więcej, niż same wyniki. Książka wnikliwie opisuje wszystkie procesy, którymi się kierował. Mówiąc wnikliwie, mam na myśli najdrobniejsze detale, czy to w kwestii zarządzania, trenowania, czy rozumienia, jak funkcjonują kluby na poziomie globalnym. Oczywiście, są zespoły z już ugruntowanym stylem gry i kulturą (lub jej brakiem) zdarzeń boiskowych. W przypadku Millwall dam sobie głowę uciąć, że nawet Michels czy Pep nie daliby rady przekwalifikować i wyedukować tej organizacji i grać tak jak Man City lub Ajax. Dlatego menadżer podejmujący tam pracę musi pominąć element tworzenia nowego Millwall, jego zadanie to wygrywać w znany nam wszystkim sposób. Długie podanie, walka, łokieć, wślizg, krew. Praca ograniczy się do doboru lepszych wykonawców dobrze znanych zadań i utrzymanie atmosfery w drużynie.
Natomiast dla nowego Trenera drużyny, której właściciele i kibice, i prasa są otwarci na nowe wizje, ta książka jest fantastycznym przewodnikiem. Niektóre tajniki okażą oczywiste, niektóre mniej. Całość natomiast ma swoją nabytą, przepracowaną podczas 35 lat kariery trenerskiej, wiarygodność rzemiosła. Miałem wrażenie, że czytam doskonale usystematyzowany i wyrafinowany dziennik trenerski, który w szerszym spojrzeniu jest nie tylko dla szkoleniowców. Bardzo go polecam dyrektorom i kierownictwu różnego szczebla, nie tylko ze świata sportu. Wiele aspektów można z czystym sumieniem i swobodą przenieść do innych środowisk.
Z mojego punktu widzenia najfajniejszym rozdziałem jest ten poświęcony psychologicznemu zarządzaniu zawodnikami. Pojawiają się rzeczy nam wszystkim, trenerom, znane, ale gros będzie pożytecznym zaskoczeniem. Jak już wspomniałem, wszystko podparte przykładami, a paragraf o zarządzaniu zawodnikami z topu jest… top. Znajdziemy merytoryczne wskazówki, jak postrzegać, rozumieć i przygotować drużynę do gry różnymi stylami. Jacy zawodnicy będą potrzebni, ale też – jak tych zawodników wyszkolić. Dowiesz się, że pierwsze, co robi nowy trener, to organizuje funkcjonowanie drużyny w defensywie. I że to uratuje go, owszem, ale tylko na krótki czas. Przekonasz się, że bez fundamentalnych umiejętności, nie możesz mówić o wyższej taktyce, a już na pewno nie o strategii zespołu. A dobrze wiemy, że wielu trenerów bierze to za gwarant i chce od razu przejść do etapu: ja, taktyk, Jose M. I tak jak Michels popełnisz błędy. Nie bój się ich, nie pozwól, by Twoi zawodnicy się ich bali. Praca organiczna, metoda prób i błędów, dążenie do perfekcji, której i tak nie ma. Pep chce być perfekcyjny, ale wie, że nie będzie. Nauczył go tego Cruyff, a jego z kolei nauczył Michels.
Holendrzy słyną z liberalizmu. Odmiennego sposobu myślenia i kreatywności. Sam Michels potwierdził, że holenderscy trenerzy często płyną pod prąd. On płynął na wielu płaszczyznach. Swoje wizje i pomysły przekładał na codzienną pracę na boisku i poza nim. Wygrywał. Jego nowoczesne, jak na te czasy, wizje przekładały się na niesamowity sposób zwycięstw. Wypadkową było stworzenie holenderskiej kultury piłkarskiej, która dalej była pielęgnowana nie tylko przez Cruyffa, ale też przez Guardiolę i wielu innych trenerów. Z sukcesami. Dlatego życzę Ci zbudowania drużyny według Twojego pomysłu. A następnie serii wygranych, szczególnie tych w finałach. To zmotywuje całą organizację, pozwoli dalej budować i tak w kółko. Życzę Ci miłej lektury, koła sukcesów, a w długofalowej perspektywie, zbudowania nie tylko drużyny. Ale i kultury Twojego klubu.