Wyobraź sobie, że wydajesz wuchtę pieniędzy na wielką dwudniową konferencję trenerów mentalnych, życiowych, nazwij to jak chcesz. Potem bierzesz udział w masowym przedstawieniu świateł, hałasu tłumu i podświadomie poddajesz się temu masowemu zachowaniu. Na scenie gość, który krzyczy: „Tak potrafisz! Tak Możesz! Uwierz w siebie! Liczy się tu i teraz!”. Dodatkowo bije się w klatkę piersiowa, skacze, cały tłum naśladuje…i na tym się kończy. Tak jak Tony Robbins, Wpisz na yt i zobaczysz, o czym mówię. Wracasz do domu na pieszo, bo tyle w tobie energii, że możesz wejść na Everest bez dodatkowej butli tlenu. MOŻESZ WSZYSTKO!!!! By the way, pamiętasz „LO 27”? Też wypuścili utwór – „Mogę wszystko”. No i na jednym utworze się skończyło. Budzisz się następnego dnia z obolałą klatką piersiową i bez tej zjawiskowej energii. Odpalasz pierwszą lepszą prezentację TED Talks i zostaje z Tobą znacznie więcej wiadomości.
Takie mam właśnie pierwsze odczucie po tej książce. Duuuużooo makaronu na uszy i generalnie…nic więcej. Przynamniej dla mnie. Nie wiem, czy za tydzień będę pamiętał detale tej książki. Przed lekturą miałem zakreślacz w gotowości. Mówię sobie będzie ogień! No i był, ale 14 lat temu jak obejrzałem film na podstawie tej książki. Teraz nie było nawet jednej iskry. Wiem, jestem krytyczny tym razem. Może zacząłem z zza grubej rury, ale inaczej nie umiem. Od razu mam w głowie to powiedzenie, że Amerykanie sprzedaliby śnieg Eskimosowi. Wiem, że dużo ludzi tę książkę kupi, przeczyta i powie, że ma moc odmienienia życia, ale zaryzykuje stwierdzenie, że podobna ilość ludzi uwierzy w ciężarówkę Coli wiozącą tylko najlepsze rzeczy.
Czyta się szybko, jednostajnie, bez większych emocji i uniesień. Książka fikcyjno-niefikcyjna, która powstała na podstawie przeżyć autora Dana Millmana. Amerykański talent gimnastyczny, który poznaje staruszka na stacji benzynowej. Ów staruszek, by przykuć uwagę egocentrycznego młodzieńca, wskakuje na dach stacji benzynowej. Reszta druku to podroż psychofizyczna obu dżentelmenów w nieznaną otchłań, nieodkrytego wewnętrznego JA gimnastyka. Tak podobno doszło do inspiracji Dana, który napisał książkę w 1980 roku. Dziś ma ich 17 sztuk, ma program audio do nauki „Drogi Wojownika” itd. I pewnie kosi na tym dużo „pieniążków”. Bardzo dużo. To książka łatwa, prosta, niewymagająca dużo analiz i przystanków myślowych. To książka, która może zostawi pytania. Ile? To zależy od Ciebie i Twoich doświadczeń psychologicznych, życiowych, Twojego nastawienia do teraźniejszości, do ambicji, planowania i szczęścia. Odbierzesz tę książkę, jeśli zdecydujesz się na kupno lub pożyczenie, na swój indywidualny sposób. To będzie Twoja „Droga Miłującego Pokój Wojownika”. Każdy ma swoją. Dzięki mojej Sile Spokoju moja droga była szybka, krótka i jałowa.