„Wreszcie, skończona” – tak sobie właśnie pomyślałem w duchu jak przeczytałem ostatnie paragrafy książki Hawkinga „A brief history of time” (Nie pomagało pewnie to ze czytana była w oryginale). Znajoma osoba zapytała nawet; Jak Ty chłopie zniosłeś tęksiążkę? Treść ciężka, monotonna i bez obrazków! (mało zachęcające kombo).
Treść o fizyce, co by nie mówić, wielce teoretycznej! Czasu, grawitacji, fal, przestrzeni nie zobaczymy. Ciężko sobie to zmaterializować, nawet przy pomocy dobrej whisky! Za to pan Hawking, miał talent do tego, by opisywać wszystko w tej publikacji, tak, by było czytelne i przystępne dla każdego Janusza (sam jestem fizycznym Januszem) Johna Smith’a. Nie zapominajmy, że to jego popularnonaukowy debiut (publikacje naukowe o czarnych dziurach pewnie pisał już o w przedszkolu). Ale do brzegu! Tę książkę naprawdę można przeczytać i zrozumieć, o co chodzi w tym kosmicznym bajzlu.
Można to sobie względnie wyobrazić i ogarnąć. Samo czytanie zajmie trochę więcej czasu niż zwykle, ale warto. Ostateczny rezultat jest taki, że można dużo wynieść. Pomoże też lepiej zrozumieć Interstellar. Film jest sztosem. Jeśli nie przekonałem was do sięgnięcia po tę lekturę, niech przekona was kolega Hawking’a, który stwierdził kiedyś, że „Hawking sold more books on physics than Madonna has on sex! Milej podróży w czasie! Przecież każdy kocha fizykę i czarne dziury!